WYWIAD

Gazeta Wyborcza

6-7 X 2001

Gazeta Wyborcza, 6-7 X 2001

„Arturo górą”
ROZMOWA Z WQJCIECHEM ADAMCZYKIEM,
REŻYSEREM „KARIERY ARTURA UI” BRECHTA

KRZYSZTOF GÓRSKI: Czy nie uważa Pan, że po ostatnich wyborach parlamentarnych „Kariera Artura Ui” zyskała na aktualności?
WOJCIECH ADAMCZYK: Uważam, że tak. Może nie w odniesieniu do konkretnych osób i ich życiorysów, które można podstawić pod biografię Arturo Ui, ale mechanizmów, które działają podczas wyborów i które przedstawione są w sztuce Bertolta Brechta.

Jakie to mechanizmy?
To, co stanowi zagrożenie w niestabilnych demokracjach, a nasza nie jest stabilna, ponieważ dopiero się tworzy. Niebezpieczeństwo przede wszystkim tkwi w możliwości wykreowania osoby – używając zasad marketingu, reklamy, wszelkich technik audiowizualnych, korzystając z doświadczeń związanych z kampaniami medialnymi, prasowymi, nawet filmowymi. W tej chwili wybory stanowią rodzaj wielkiego spektaklu parateatralnego, gdzie kandydat z marnym wyglądem czy brakami w uzębieniu nie ma praktycznie szans. Społeczeństwo zaś nie jest uodpornione na wytwarzany szum informacyjny.

Myśli Pan, że nasze czasy sprzyjają robieniu karier tego typu, która stała się udziałem Artura Ui?
Może się okazać, że sprzyjają. Nie chcę, aby ktoś myślał, że moje wypowiedzi są kierowane pod czyimś konkretnym adresem. Moja inscenizacja także nie jest żadną aluzją. Natomiast ostatnie lata uczą nas tego, że możemy być wykorzystani. Oczywiście przy naszej bierności. Demokracja nigdy nie zakładała stuprocentowego udziału w wyborach, to byłoby oczywiście mrzonką. Ale może się zdarzyć, że niewiele osób zagłosuje i to wystarczy, aby jakiś Arturo wygrał.

Czy mam rozumieć, że według Pana współczesny Arturo Ui jest przede wszystkim politykiem?
Arturo Ui Brechta był bardzo konkretny – to był Hitler. Ja nie odwołuję się do żadnego konkretnego wzorca. Mój bohater nie naśladuje; nie parodiuje, nie powiększa w soczewce określonych cech jakiejś konkretnej osoby. Raczej przedstawia zespół cech, który w bardzo określonych, sprzyjających okolicznościach, wcale nie tak nieprawdopodobnych, może zadziałać. Ten bohater wcale nie musi być politykiem; natomiast, aby sięgnąć po władzę, musi sprzęgnąć ze sobą dwa środowiska – środowisko wielkiego biznesu i środowisko świata polityki. Jeżeli jak Arturo Ui jest gangsterem i umiejętnie wykorzysta te dwa środowiska, to może odnieść sukces -zostać wielkim gangsterem. Na wielką, światową skalę. Jednocześnie żyć pod przykrywką uczciwego, szanowanego człowieka, którego na dodatek wszyscy kochają.

Ostatnie inscenizacje tekstu Brechta zawierają liczne, bezpośrednie odniesienia do współczesności – u Piotra Szulkina akcja dzieje się w świecie prowincjonalnej, polskiej biedy; u Macieja Prusa kompani Artura to gangsterzy z podwarszawskiej miejscowości. Czy cytaty ze współczesności znajdziemy także w Pana spektaklu?
Nie ma w tym wypadku odwołań do gdyńskiej ulicy ani do żadnej konkretnej ulicy. W gangsterach, których zobaczymy na scenie, możemy odnaleźć podobieństwo do przedstawicieli całego polskiego półświatka. Nie trzeba być zadeklarowanym przestępcą, wystarczy być człowiekiem o nieczystych intencjach, aby wkroczyć na ścieżkę, którą szedł Arturo IJi. Na scenie zobaczymy więcej odniesień do mechanizmów współczesności; do dzisiejszej estetyki. Brecht rozmawiał z odbiorcą za pomocą kodu zawartego w dramatach Szekspira i Goethego. Ten kod jest dzisiaj nierozpoznawalny, ja rozmawiam innym kodem – telewizji i filmu. Tak próbuję przybliżyć tę postać i pokazać widzowi, że wszystko to może się dziać także teraz.

Czy to, że pewne sceny zobaczymy sfilmowane, nie jest trochę wyrazem niewiary w siłę teatru?
To próba wykorzystania wszystkich elementów, które są teraz w zasięgu reżyserskiej ręki, gdyż łatwość wykorzystania filmu w teatrze jest ogromna: Chcę pokazać w precyzyjny sposób źródła swojej inspiracji. Za pomocą takich środków mogę bardziej oddziaływać na wyobraźnię widza, która jest dziś bardziej wzrokowo-emocjonalna, niż uszno-intelektualna. A na dotarciu do masowej publiczności zależało również Brechtowi.

Zauważa się dziś często, że czytanie Brechta przechodzi metamorfozę od dramaturga awangardowego, drapieżnego, do twórcy rozrywkowego, wodewilowego. Czy Pan również to zauważa?
Brecht przechodzi teraz taki okres, gdyż skończył mu się bezpośredni kontekst. Ta był dramaturg o temperamencie publicystycznym. Właściwie cała jego twórczość to była jedna wielka propaganda na rzecz określonych idei albo przeciwko nim. I te idee były dookoła, na ulicy. Teraz jest dla jego twórczości najbardziej bolesny moment – tematyka i od­niesienia przestały być aktualne, a jeszcze nie stały się na tyle odległe, aby można było nazwać go klasykiem. Jego dramaty przechodzą próbę czasu – na ile jest w nich zawarta uogólniająca metafora, a na ile tylko gazetowy spór. To pokaże dopiero przyszłość. Myślę, że Rrechtowi na pewno przydaliby się nowi tłumacze. Także „Karierze Arturo Ui” nie zaszkodziłby uwspółcześniony, drapieżny przekład. Ten, który mamy, jest stonowany, złagodzony.