WYWIAD

Głos Wybrzeża

4 X 2001r.

TEATR ŻYWI SIĘ METAFORĄ
Premiera „Kariery Artura Ui” Bertolta Brechta w Teatrze Miejskim w Gdyni.
Z Wojciechem Adamczykiem, reżyserem spektaklu rozmawia Beata Czechowska-Derkacz.

Spektakl w reż. Erwina Axera z Tadeuszem Łomnickim w roli Artura Ui przeszedł do legendy. Czy biorąc na warsztat „Karierę Artura Ui” Bertolta Brechta, nie obawiał się pan porównywania do spektaklu Axera z 1962 roku?
To zupełnie inne spektakle. Dialog, który prowadził wówczas Erwin Axer i Tadeusz Łomnicki publicznością, był bardzo czytelny; odnosił się do niedawnych wtedy doświadczeń – wojennych, Hitlera, bo przecież to jest sztuka o Hitlerze. Musiałem znaleźć inne odniesienie. I nie chodzi nawet o nowe odczytanie, gdyż to zawsze będzie dramat o karierze politycznej, która została sprokurowana przez sprzyjające zbiegi okoliczności. Interesuje mnie pokazanie konkretnego mechanizmu. który działał kiedyś i działa dziś – powoduje wyniesienie niektórych ludzi do władzy. Nieważne na jakim szczeblu – może być lokalny, powiatowy albo państwowy.
Czy pokusi się pan o krótki spis działania tego mechanizmu?
Jest prosty.. Najpierw musi zaistnieć wola wyrażana przez ludzi, którzy mają dużo pieniędzy i polityczne wpływy, aby wynieść wygodną im osobę do władzy. Wystarczy znaleźć odpowiednią osobę, potem „wpompować w nią” pieniądze i poświęcić czas na wykreowanie wizerunku. Większość ten wizerunek „kupuje” bez zastrzeżeń. Dalej wszystko już się toczy samo. Krąży anegdota o dwóch wielkich amerykańskich producentach filmowych, którzy po wyjściu z nocnej popijawy, będąc jeszcze na rauszu, umówili się, że jeśli pierwszy człowiek wyjdzie zza lewego rogu ulicy to gwiazdę zrobi z niego producent idący po lewej stronie ulicy. A jeśli pojawi się ktoś w prawym rogu, to ten drugi. Zza prawego rogu wyszedł nieduży facet z chrapliwym głosem, o nieszczególnej prezencji. Producent westchnął i powiedział, że mógł mieć więcej szczęścia. A później okazało się, że był to… Frank Sinatra. To żart, ale ten mechanizm działa. Dziś dodatkowo ogromną rolę pełnią media, które mogą nie­mal wszystko.
W sztuce Brechta interesował pana tylko ten mechanizm?
Nie mogłem robić spektaklu o Hitlerze, bo osobiście mnie nie dotyczy i wszystko, co trzeba było o nim powiedzieć, zostało już powiedziane. Nie chciałem robić sztuki historycznej i szukałem w tekście Brechta – który jednak pokazuje w kabaretowy sposób wi­zerunek konkretnego człowieka ­ jakiejś ogólnej przesłanki. W teatrze wciąż mamy kłopot z pokazywaniem rzeczywistości, w której się znaleźliśmy. Łatwo zrobić publicystykę, ale teatr żywi się metaforą.
Tekst Brechta jest „gangsterską rewią”. Czy zachował pan kabaretowość tego przekazu?
To będzie opowieść podana raczej lekko, co nie oznacza, że niepoważnie. Będzie i tzw. czarny humor i projekcje filmowe;. w których pojawi się pastisz horroru, thrillera, kina obyczajowego. Przyświecał mi zamysł Dürrenmatta, który stwierdził, że po doświadczeniach II wojny światowej patos nie jest już w stanie wyrazić poważnych tematów i jego rolę powinna przejąć komedia.
Mechanizm, który pan opisał, często bardzo boleśnie nas dziś dotyka. Czy wydaje się panu, że można jeszcze się z tego śmiać?
Ten spektakl musi przede wszy­stkim prowokować do myślenia. Może to zabrzmi nieskromnie, ale wiele razy widziałem spektakle słuszne i…. nudne. A przez to nietrafiające do widza. Staram się pokazać prawdę, ale w sposób atrakcyjny. Nie tylko jeśli chodzi o estetykę, ale także uwzględniając możliwości percepcji dzisiejszego widza, który jest żądny silnych przeżyć na krótki dystans.
Może tego doświadczyć w kinie, tam jest sporo efektów…
Dlatego między innymi wykorzystałem w spektaklu kino, bo dziś sztuka ma właśnie tam najwięcej możliwości. Najsilniej działa na psychikę, emocje. Teatr zawsze był i będzie sztuką intelektualną, gdzie słowo jest podstawowym nośnikiem i odwołuje się do rozumu. Film działa na zmysły i dziś, w naszej płytkiej zmysłowej epoce jest lepiej „przyswajany”, rozumiany. Może to się kiedyś zmieni, ale na razie tak właśnie jest.
W głównej roli obsadził pan Andrzeja Pieczyńskiego. Zmierzenie się z kreacją Łomnickiego nie będzie proste.
Andrzeja znam od dawna. Cenię go jako aktora, reżysera i dramatopisarza. Jest człowiekiem dynamicznym, bywa gwałtowny, ale jednocześnie potrafi podporządkować się dyscyplinie rozumu. Jest niezwykle inteligentny, wrażliwy i spontaniczny, jako aktor – bardzo naturalny. Po tak silnej – i bardzo sformalizowanej – kreacji, jaką zaproponował Tadeusz Łomnicki, ta naturalność wydawała mi się znakomitym przeciwstawieniem. To będzie postać groteskowa, ale nie karykaturalna. Uważam, że nie ma sensu wdrapywać się na potężną górę, którą stworzyli Tadeusz Łomnicki i Erwin Axer, bo z takich gór zazwyczaj się spada. Lepiej znaleźć mniejszą, ale własną. Spróbujemy nieskromnie wobec tego giganta wydać własny pisk.
Dziękuję za rozmowę.